To było jak dar niebios, gwiazdka z nieba, potwierdzenie, że marzenia się spełniają, choć czasami nic tego nie wróży w naszym życiu. Warto więc wierzyć i walczyć o realizację swoich pragnień. Piszę tu o swoim wyjeździe w Alpy Kitzbühelskie. To była dla mnie górska przygoda życia, choć nie tylko. Nigdy wcześniej nie byłem w najwyższych górach Europy, a to nie był jedyny pierwszy raz podczas tego niespodziewanego wyjazdu. Miałem okazję zwiedzić malutki ich wycinek – region Saalbach-Hinterglemm i piękną górską dolinę Glemm i wykorzystałem to na maxa.
Przez te kilka dni starałem się poznać nie tylko okoliczne szczyty, ale także areały narciarskie, bo próbowałem swych sił na nartach, ale też urocze austriackie, śródgórskie wioski i miasteczka, które dotychczas znałem tylko z klimatycznych fotek z internetu. Te niezwykłe, przepiękne miejsca znajdziecie również w kraju salzburskim w Alpach Wschodnich, w pobliżu Zell am See, gdzie byłem, czyli właśnie tam, gdzie powstał jeden z największych w Europie ośrodków narciarskich, zwany Skicircus Saalbach Hinterglemm Leogang Fieberbrunn.
Po podróży lotniczej z Krakowa do Salzburga, z przesiadką w Wiedniu, co też było dla mnie nowością dotarłem w wymarzone Alpy dzięki Holiday-Shuttle-Service, która to firma transferuje pasażerów do wybranych centrów narciarskich. Widoki z samolotu na Tatry, czy Babią Górę, a potem oświetlone miasta nocą z lotu ptaka ( zwłaszcza olbrzymi Frankfurt n/Menem) na zawsze zostaną już w mej pamięci. Dotarłem do hotelu Sonnblick w samym centrum Hinterglemm, gdzie czekało na mnie mnóstwo atrakcji.
Między innymi bezgraniczna przyjemność szusowania – bez samochodu, ponieważ wyciągi wywożą narciarzy oraz snowboardzistów bezpośrednio z centrów miejscowości na wysoko położone stoki. Również szkółki dla początkujących adeptów narciarstwa znajdują się w centrum, a wypożyczalnie sprzętu za każdym rogiem. To była moja pierwsza oczywiście przygoda z narciarstwem zjazdowym, nie licząc zabawy w dzieciństwie.
Najnowocześniejsze wyciągi zapewniają szybki wjazd na stoki oraz komfort we wszystkich warunkach pogodowych. Bezgraniczne białe szaleństwo możliwe jest na ponad 270 km bajkowo przygotowanych tras. Począwszy od stoków z delikatnym spadkiem po czarne trasy mistrzowskie, od parków rozrywki poprzez odcinki wyścigowe na stokach z muldami skończywszy. Natura wspierana jest przez 900 armatek śnieżnych – i to na wszystkich głównych trasach – dzięki czemu nic nie stoi na przeszkodzie do pełnej przyjemności białego szaleństwa.
Saalbach Hinterglemm Leogang to największy region narciarski w Austrii. Każdy znajdzie coś dla siebie – zarówno narciarze jeżdżący rekreacyjnie jak i lubiący szybkość narciarze z ambicjami, czy „karwingowcy”. W całym regionie istnieje 40 schronisk oferujących kulinarne przysmaki takie jak „Kaspressknödel“, „Kaiserschmarrn“ czy „Stelzen“. W dolinie natomiast darmowe, kursujące od godz. 9 do 17 pomiędzy poszczególnymi miejscowościami skibusy odwożą narciarzy z powrotem do punktu wyjścia.
To raj niczym nieograniczony. Udało mi się odwiedzić kilka takich górskich chat i jedzenie jest tam naprawdę dobre, a każda praktycznie oferuje też możliwości wypoczynku, gdy potrzebujemy naładować akumulatory w trakcie szusowania. Po zachodzie słońca zabawa się nie kończy. Kto ma jeszcze siłę w nogach, może przedłużyć sobie dzień w parku rozrywki na oświetlonym stoku w Hinterglemm lub oświetlonym stoku przy wyciągu Schanteilift w Leogang. Kto woli zjeżdżać z góry na dwóch płozach, ma w regionie do wyboru pięć oświetlonych torów saneczkowych.
Natomiast niezliczone bary w całym regionie zapraszają do miłego spędzenia wieczorów na tańcach i przy dobrym regionalnym piwie. Kto jednak preferuje spokój i romantykę może wybierać pomiędzy nocnymi wędrówkami z pochodniami, romantycznymi kuligami czy kondycyjnymi wędrówkami po zaśnieżonych trasach na biegowkach lub rakietach śnieżnych.
Udało mi się odbyć taką nocną eskapadę po lokalach w Hinterglemm i rzeczywiście miejsc do dobrej zabawy tam nie brakuje. Już przy głównej ulicy jest kilka pubów i dyskotek, które umożliwiają imprezę do ostatniego gościa. Szczególnie w okresie świątecznym miasteczko wygląda cudownie oświetlone fajerwerkami i niezliczonymi światełkami, a właśnie mi się udało tam być w styczniu w okresie postnoworocznym.
Samo miasteczko, gdzie mieszkałem to spokojna okolica, jedna z tych cudnych górskich miejscowości z widokówek. Nigdy nie sądziłem, że do takiej kiedyś trafię. W sezonie zimowym zapełnia się jednak ludźmi, także na stokach spotkamy tysiące miłośników sportów zimowych. Również w nocy życie rozrywkowe kwitnie, dzięki wielu ośrodkom apres ski.
Jeżeli po wyczerpującym dniu na stoku będziemy chcieli kontynuować aktywności fizyczne to staniemy przed bardzo szerokim wyborem – pojeździmy tu na lodowisku, zagramy w curling, tenisa, czy squasha. Bardziej ambitnym narciarzom przypadnie do gustu tutejsze centrum fitness. A kiedy nasze mięśnie odmówią nam posłuszeństwa – możemy udać się na basen lub saunę, albo do fińskiej łaźni. Czyli żyć i nie umierać…
Ludzie tu są bardzo przyjaźni, prawie każdy napotkany przy stole, czy w kolejce zagaja rozmowę. Łatwo więc tu rozpocząć nowe znajomości, czy po prostu podszlifować język. Możemy też poznać inną kulturę, ludzi z różnych zakątków świata, bo nie brakuje turystów z odległych części Europy. Miłośnicy kuchni poznają nowe smaki.
Muszę przyznać, że kuchnię preferują tutaj ostrą, jedzenie jest mocno przyprawione, ale smaczne. Po wizycie tu, do moich ulubionych dań będzie należał strudel z jabłkami na ciepło, podawany z sosem waniliowym ze szczyptą cynamonu, jak ten zpałaszowany przeze mnie w chacie Winkler Alm, na zboczu Zwölferkogela. A do tego pierwszy raz spróbowałem w swoim hotelu krewetki!
Region Saalbach-Hinterglemm stanowi też dobry wybór na letni urlop. Mam nadzieję, że uda mi się tu powrócić z rodziną w wakacje, żeby poznać bliżej turystyczne szlaki. Choć możliwości spedzania wolnego czasu jest tutaj znacznie więcej. Region słynie z setek kilometrów doskonałych tras rowerowych. Można trenować same zjazdy korzystając z trzech czynnych latem kolejek.
Bardzo wiele jest zarazem tras spacerowych, np. dla pasjonatów nordic walking. Bardziej szaleni turyści mogą w rejonie Saalbach uprawiać kanioning, paralotniarstwo, jazdę na letnich sankach, czy hulajnogach, czy nawet łucznictwo. W sezonie letnim odbywaja się też festiwale muzyczne oraz festyny, które przyciągają tysiące turystów.
Na dzieci czekają parki linowe, czy inne strefy aktywnego wypoczynku, jak te w Lindlingalm. Na pewno nikt nie będzie się tu nudził, a każdy, młody, czy starszy znajdzie coś dla siebie. Jak już pisałem miejsce jest piękne, cały region i jego górski klimat niesamowity i to wszystko tylko 100 km od Salzburga, gdzie miejscowe lotnisko oferuje połączenia z wielu krajami. Z Polski południowej, mojego domu to tysiąc kilometrów, ale warto było jechać zobaczyć takie cuda na własne oczy. Znaleźć się w takiej baśniowej krainie to naprawdę gwarantuje niezwykłe wrażenia, a przeżycia przywiezione z tej wyprawy zostaną na zawsze w mej pamięci.
Ten region owszem jest drogi dla przeciętnych turystów, ale możliwości narciarskie przewyższają wszystkie nasze polskie o kilka klas. Polaków też tutaj spotkałem, więc jednak można przyjechać tu na sielankowy, niezapomniany urlop, czy ferie zimowe. Marzenia warto spełniać, a zwłaszcza walczyć, jeśli chcemy choć na kilka dni trafić do raju. Na koniec zapraszam do obejrzenia ostatnich niepublikowanych jeszcze fotek z pobytu. Zobaczycie miasto, nartostrady i alpejskie pejzaże. Polecam również waszej uwadze do obejrzenia film zmontowany posród narciarskich tras i wyciągów. To już koniec alpejskiej trylogii, oby były kiedyś następne… Tu znajdziecie wcześniejsze części opowieści. Z górskim pozdrowieniem
Marcogor
[See image gallery at marekowczarz.pl]